śpię sobie, śpię. już sobie odpłynęłam, a tu nagle pod mój blok zajeżdża autko, limuzynka z dachem otwieranym nad siedzeniem kierowcy, funkelnówka raz śmigana, G-Dragon za kółkiem, obok niego MinHo, między nich YoSeob wciśnięty, na stereo sobie Kimi Hana napieprza. okej, już samo to było dziwne, koreańce z trzech różnych zespołów przy akompaniamencie j-rocka podjeżdżają limuzynką pod mój blok.
za jakieś dziesięć minut dzwonek do drzwi. mamcia akurat piekła czwarty sernik i zastanawiała się, gdzie go postawi, bo stół cały był zawalony szarlotkami, biszkoptami, babkami etc.. to ja ciach, idę sobie te drzwi otworzyć, a tu Shakira i Pique mi się do domu ładują. normalnie tak, na siema, jak starzy znajomi, okej. ja oczy jak największe talerze jakie mam i na nich się gapię. Shaka zaciążona, jakoś tak sześciomiesięczny brzuszek, Pique szczerzy się na wszystkie strony świata.
wleźli do głównego pomieszczenia w moim mieszkanku (czyt. salon/pokój mamci), mamcia od sernika się oderwała i kurde wita ich jak starych znajomych, spoko. po chwili zczaiła, że musi iść po coś do koleżanki i kazała Piquemu pilnować sernika (OMO?). Shaka od razu na krzesełku się usadowiła i dawaj wcinać ciacha. ja stoję jak ten słup, kopara do podłogi, spoko. Pique w kuchni modli się nad tym prodiżem, żeby się sernik nie sfajczył. w końcu się upiekł, to ten dawaj go wyciągać. jako, że nie było już wolnych blach i talerzy, sernik spowrotem wylądował w prodiżu. no to Pique zadecydował, że obejrzy sobie mieszkanko. wychodzi z kuchni i CIACH, głową o żyrandol XD dobra, fajnie. polazł do mojego pokoju, coby mi w szafkach narozwalać (każdy kto do mnie przychodzi ma tendencję do rozwalania mi w szafkach -.-).
siadłam sobie koło Shak, na drugim stołeczku i sobie konwersujemy, no w sumie to o życiu. i sobie tak gadamy, gadamy, gadamy... i nagle nam temat na ciastka przeskoczył. jak mi wyjechała z zachwalaniem, to jezuniu, aż do mamci dzwoniłam, żeby posłuchała tego, co Shak mówi o jej ciastkach :3
siedzimy, wcinamy, a tu Gerard wraca z mojego pokoju z siniakiem na czole i dawaj narzekać, że żyrandole (ten w moim pokoju i w kuchni) mam za nisko powieszone i łóżko za małe, okej.
powkurzał się, powkurzał, poszedł obczaić łazienkę. my z Shaką dalej kulturalnie konwersujemy, nawet herbatkę w nowym czajniczku zaparzyłam i w nowiuśkich nieśmiganych filiżaneczkach podałam, a tu nagle TAKIE BLUZGI Z TOALETY, ŻE NORMALNIE MI SIĘ BRWI AŻ ZJEŻYŁY ZE STRACHU. w kolejnej chwili: trzaśnięcie drzwi. patrzymy: a tu Pique, cały rozdygotany i czerwony ze złości wkurza się o to, że żyrandol-lampion, który mam w łazience zepsuł mu fryzurę.
obudziłam się w momencie, w którym ze śmiechu spadłam z krzesła.
ciasteczka mojej mamci... :8cookieloveplz: